Ujmując sprawy ogólnie, można by powiedzieć, że psychiatria pozostaje wciąż jeszcze pod wpływem swych dawniejszych mistrzów, a częściowo pod wybitnym wpływem prac filozoficznych Bergsona. Psychiatria radziecka pozostaje wciąż pod wpływem Krapelina i jeżeli można sądzić, przede wszystkim z jej podręczników, zarzuciła dawniejsze próby, tu i ówdzie niekiedy dotąd dokonywane (ostatnio Iwanow-Smolenski w zakresie nerwic), interpretacji zaburzeń psychicznych przez zaburzenia odruchowości warunkowej. Z autorów piszących w języku niemieckim bodaj najszersze rozpowszechnienie znalazły znane teorie Wiedeńczyka, Zygmunta Freuda, i Szwajcara, Bleulera. Rozważania psychologiczne autorów francuskich i niemieckich, często bardzo subtelne, nie doprowadziły jednak w rezultacie do żadnych bardziej istotnych wyników w psychiatrii, a raczej zniechęciły autorów anglosaskich do wszelkich dociekań metafizycznych w psychologii i w psychiatrii. Zachęciły do poprzestawania na ocenie behawiorystycznej przejawów czynności psychicznych i ich zaburzeń. Można powiedzieć, że ten behawiorystyczny kierunek w psychiatrii jest rzeczywiście krańcowym przeciwieństwem wszelkiej bezpłodnej psychologizacji, ale wskutek swojej krańcowości nie rokuje naszym zdaniem rozwiązania podstawowych zagadnień w psychologii i w psychiatrii. Rozwiązanie takie jest niemożliwe bez psychofizjologii życia uczuciowego, tego motoru wszelkich czynności psychicznych.
W tym podręczniku nie idziemy zatem żadną z powyższych dróg, idziemy drogą, wskazaną już przed sześćdziesięciu kilku laty przez Johna Hughlingsa Jacksona w jego teorii dyssolucyjnej, którą Ey i Rouart w paryskiej klinice psychiatrycznej już w 1938 r. próbowali zastosować do wszelkich obrazów psychopatologicznych. Ale ułożyli te obrazy w jednym szeregu, nie stanowiącym bynajmniej żadnej odwrotności ewolucji, a więc nie mówiącym o głębokości dyssolucji. Nasze prace różnią się od wymienionej pracy francuskiej nie tylko bardziej ścisłym stosowaniem się do zasady Jacksona, że dyssolucja jest procesem odbywającym się w kolejności odwrotnej do ewolucji, ale także tym, że starają się stanąć na mocniejszym gruncie psychofizjologicznym, uwzględniającym zdobycze neurofizjologii.
Zdobycze te wręcz rewolucjonizują podstawowe poglądy klasycznych refleksologów, gdyż zmuszają do stwierdzenia, że obok swoistej czynności przewodnictwa podrażnień w luku odruchowym istnieje jeszcze druga kategoria swoistych czymności układu nerwowego, które mają charakter czynności mnemicznych, przekształcających, globalizujących i które są fizjologicznym odpowiednikiem czynności psychicznych. W odniesieniu do procesów dyssolucyjnych trzeba jednak przyznać, że na pierwszy rzut oka wydaje się mało prawdopodobne, aby jakieś największe dziwactwa myślenia w bezładzie inkoherencji lub w urojeniach, omamy i złudzenia albo dziwactwa zachowania się w stanach katatonicznych można było uważać za czynności normalne, chociażby na niższym poziomie ewolucji.
Zwykle w podręcznikach — z wyjątkiem anglosaskich — omawiane są w ogólnej części zaburzenia postrzegania, pamięci, myślenia, inteligencji, uczuć, woli i zachowania. Pojęcie woli szczególnie zaczyna coraz częściej zanikać w nowszych podręcznikach psychiatrycznych. Wyrażenia takie, jak „wola skierowuje naszą uwagę w tym lub innym kierunku” (Bumke), wprowadza nas w świat czystej metafizyki i nic nie tłumaczy. Natomiast wszystkie inne wymienione tu „zaburzenia” interesują nas o tyle, o ile są w stanie wskazać na ewolucyjny poziom objawów, które Jackson nazywa „pozytywnymi”, a których zakres działania świadczy o głębokości dyssolucji.
Z punktu widzenia dyssolucji nie ma takiego uczucia, takiego myślenia, takiego działania, które samo przez się byłoby chorobowym. Uczucie, myśl, działanie, które u jednego człowieka musimy uważać za normalne, u innego musimy uznać jako wyzwolone przez chorobę, zależnie przede wszystkim od wieku i od kultury środowiska, w którym się wychowuje i żyje dany osobnik. Poziom rozwojowy, który dla dziecka w pewnym wieku jest prawidłem i normą, dla człowieka dorosłego jest anormalnością, jest niedorozwojem. Człowiek dorosły, który wykazywał prawidłową aktywność psychiczną, ale zapadł na psychozę dyssolucyjną, wykazuje ubytek dynamizmów czołowo-logicznych i wyzwolenie swoich dynamizmów prelogicznych, które Jackson słusznie określa jako normę dla poziomu niższego.
Zdawałoby się, że wyzwolony w psychozie niższy poziom ewolucyjny powinien by w zupełności odpowiadać normalnemu poziomowi dziecka w określonym wieku. W rzeczywistości takiej zupełnej zgodności w klinice nie widzimy prawie nigdy. Głównym powodem, składającym się na tę niezgodność, zresztą tylko częściową, jest to, że proces chorobowy przewlekły, nie wywołujący zamroczenia, nigdy nie niszczy doszczętnie całości dynamizmów czołowo-logicznych, zawsze pomimo ich ubytków stwierdzamy działanie pewnych ich resztek, których u dziecka na jego poziomie ewolucyjnym być nie może i nie ma. Należy pamiętać, że rozwój dynamizmów czołowo-logicznych trwa kilkanaście lat, że różnice indywidualne są tu duże i że wskutek tego stosunek ubytków chorobowych tych dynamizmów do ich pozostałych resztek może wykazywać wielką różnorodność. Ale w niektórych przypadkach zbieżność poziomu dyssolucyjnego i niedorozwoju może być tak duża, że budzi trudności rozpoznawcze, jak w tych przypadkach, które Bleuler określał jako schizofrenie, a Krapelin jako psychopatie; spór, który sam przez się ilustruje dyssolucyjny charakter schizofrenii.
Wobec tych momentów, które w większości przypadków utrudniają porównanie wyzwolonych objawów pozytywnych psychozy z normą dziecięcą nie należy zapominać, że istnieje rozwój psychiczny nie tylko osobniczy, ale także i gatunkowy, proces, który antropolodzy francuscy nazywają cefalizacją i psychizacją człowieka, którego powtórzeniem w skrócie jest właśnie ewolucja psychiczna osobnicza.
Na czym polegała psychizacja u człowieka kopalnego z bardzo słabym jeszcze rozwojem narządu czołowego, oczywiście nie wiemy, możemy się tylko domyślać, że polegała na stopniowo zwiększającym się opanowywaniu instynktów przez uczuciowość i doświadczenie nabywane osobniczo. Przepuszczenie to znajduje dobre oparcie w wynikach badania ludów pierwotnych, żyjących jeszcze dzisiaj i dla psychiatry porównanie dynamizmów psychotycznych z dynamizmami dorosłego człowieka pierwotnego jest rzeczywiście bardzo pouczające.