Iluzje procesu rozszczepiającego powstają stąd, że proces chorobowy bezpośrednio uszkadzający dynamizmy czołowo-sprzężone pośrednio umożliwia przez to występowanie na jaw „wielkiej samodzielności poszczególnych zespołów” (Bleuler), które są samodzielne nie dlatego, że zostały „rozszczepione” przez chorobę, ale dlatego że na tym poziomie prelogicznym nigdy nie były jeszcze „zszczepione” ze sobą, ponieważ prawdziwe, mocne ich sprzężenie zostaje dokonane dopiero na poziomie czołowo-logicznym, po kilkunastu latach ewolucji jego aktywności. Stąd zupełnie zrozumiała iluzja rozszczepienia, którego w rzeczywistości tu wcale nie ma. Musimy zresztą podkreślić, że ta cecha charakteru izolowanego „wielkiej samodzielności poszczególnych zespołów” jest główną cechą, charakteryzującą nie tylko dynamizmy prelogiczne, ale w większym stopniu odruchowość warunkową, i w jeszcze większym stopniu aktywność podkorowo-instynktową (oczywiście pomijamy tu odrębną kategorię odruchów łańcuchowych).
Rzekomy „proces rozszczepieniowy” jest zatem w rzeczywistości ujawnianiem izolowanego samodzielnego charakteru poszczególnych zespołów, cechującego w ogóle wszystkie pozaczołowe i podkorowe poziomy, a już przede wszystkim jest ujawnieniem dualistycznej struktury korowo-psychicznej, z przesunięciem zwykłej przewagi dynamizmów czołowo-sprzężonych na korzyść przewagi dynamizmów prelogiczno-izolowanych, które same przez się są normalne, ale których przewaga u człowieka dorosłego jest patologiczna, bo ma swoje źródło jednak w chorobowym procesie osłabiania dynamizmów psychicznych najwyższych, jest nawrotem do stosunków dziecięcych. Albo inaczej: patologiczną formą jest nie „prelogiczna osobowość urojeniowa” schizofrenika, bo ta istnieje i u zdrowego człowieka, ale jej przewaga nad pozostałością po czołowo-sprzężonej osobowości przedchorobowej.
Nic nie przemawia bardziej przeciwko jednolitości czynności korowo-psychicznych, rozlanych w całej korze mózgowej, pomimo znanych wielkich zdolności zastępczych tkanki nerwowej, zwłaszcza korowej, jak właśnie dualizm korowo-psychiczny i wzajemny stosunek dynamizmów logicznych do prelogicznych, który jest, jak powiedzieliśmy, stosunkiem dwóch dominant energetycznych, pozostających w stanie równowagi ruchomej, z przewagą — u dorosłych — dynamizmów logicznych, sprzężonych, i z przewagą dynamizmów izolowanych w niektórych innych specjalnych, znanych przypadkach. Czy można sobie wyobrazić jednolitość aktywności korowo-psychicznej, jeżeli ta aktywność polega na synergii dwóch odmiennych, w dużym stopniu antagonistycznych układów energetycznych, niekiedy toczących zawziętą, wewnętrzną walkę między sobą?
Zdaje się, że ten dualizm energetyczny daje się daleko łatwiej zrozumieć w naszym ujęciu narządu pozaczołowego, jako wspólnego narządu odruchowości warunkowej u zwierząt i u ludzi i narządu czołowego, który wraz z narządem mowy jest aparatem wyłącznie i swoiście ludzkim, tworzącym kulturę ludzką. Schizofrenia w rzeczywistości nie jest schizofrenią, bo nic nie rozszczepia, ale nazwa tego schorzenia powinna oczywiście pozostać na zawsze ze względu na to, że została stworzona przez autora szwajcarskiego, który — pomimo wszystko — jednak najgłębiej ujął ten obraz psychopatologiczny. Histeria także nie jest macicą, a nazwa jednak utrzymuje się w medycynie.
Na zakończenie rozdziału o dyssolucji typu schizofrenicznego musimy przynajmniej w kilku słowach zaokrąglić ten opis wzmianką o paru jej cechach charakterystycznych. Więc przede wszystkim myślenie schizofreniczne odbywa się w symbolach wyrazowych, podczas gdy osoby w majaczeniu myślą symbolami wzrokowymi. Różnica ta wskazuje tylko na większą głębokość poziomu dyssolucyjnego w majaczeniach, ponieważ w symbolach wzrokowych myślą dzieci w wieku przedszkolnym, stąd ich ejdetyzm; dopiero później u dzieci w wieku szkolnym zaczyna się powoli rozwijać osobowość oceniająca, np. różnice pomiędzy wyobrażeniem a postrzeganiem, i myśląca już w obrazach wrażeniowych, chociaż jeszcze nadal istnieje przewaga poszczególnych zespołów izolowanych. W dyssolucjach prędkich (marzenia senne, majaczenia) ta faza prelogiczna przejściowa typu schizofrenicznego (z omamami wyrazowymi) zwykle nie istnieje.
Czynnik wieku w majaczeniach z zakażenia i z zatrucia nie odgrywa większej roli, z wyjątkiem małych dzieci, u których właściwy proces dyssolucyjny nie może jeszcze istnieć. Natomiast w dyssolucjach powolnych wiek, w którym rozpoczyna się proces schizofreniczny, wyciska wybitne piętno na obrazie chorobowym. Proces schizofreniczny rozpoczyna się najczęściej w okresie pokwitania (12 —16 r. ż.) lub młodzieńczym (17 — 24 r. ż.) i w wielu przypadkach doprowadza w ciągu paru lub kilku lat do rozpadu psychicznego znacznego stopnia. Parafrenia, która należy do tego samego kręgu dziedziczenia i cechuje się mniejszym stopniem rozpadu psychicznego, zaczyna się najczęściej ok. 30 r. ż. Względnie jeszcze lepiej zachowana jest osobowość psychiczna, pomimo jej urojeniowego przekształcenia, w przypadkach paranoi przewlekłej, występującej najczęściej ok. 40 r. ż. lub nawet później
należącej w pewnej części przypadków do tego samego kręgu dziedziczenia konstytucji schizoidalno-niepikniczej.
Tak wielkie znaczenie czynnika wieku zdaje się wypływać z narastania z wiekiem coraz większej liczby warstw chronogennych, coraz mocniej utrwalających i sprzęgających poszczególne nastawienia w jednym układzie hierarchicznym, coraz bardziej odpornym na wszelkie zmiany i „nowinki”, aż do znanej skamieniałości poglądów w otępieniu starczym.
W niektórych przypadkach bardzo bliskie pokrewieństwo paranoi przewlekłej i schizofrenii występuje w sposób bardzo jaskrawy, np. w przypadku rodziny, w której ojciec był schizoidem, jeden jego syn paranoikiem przewlekłym (dwadzieścia lat życia poświęcił budowie perpetuum mobile), a z czworga ¡ego wnuków troje starszych leczyło się w klinice psychiatrycznej warszawskiej z powodu różnych obrazów schizofrenicznych. A są także przypadki, co prawda rzadkie, w których sprawa chorobowa rozpoczyna się ok. 40 r. ż. pod postacią wyraźnej paranoi przewlekłej, w której np. chory przez kilka lat mógł jeszcze spełniać obowiązki nauczyciela i dyrektora gimnazjalnego aż do czasu, w którym obraz paranoiczny zaczął się w dosyć szybkim tempie przekształcać w typowy obraz schizofreniczny z bezmyślnymi urojeniami i daleko posuniętym rozprzężeniem.