Paralogie i logamnezje razem wzięte wywołują wrażenie rozpadu pojęć, który dotąd bardziej był znany w schizofrenii aniżeli w chorobach mózgowych. Jeżeli zaburzenia pogłębiają się, to rozpad pojęć przekształca się w prawdziwy zanik pojęć, tj. w otępienie. Także u osób z uszkodzeniami płatów potylicznych zapamiętywanie jest często osłabione w zakresie wzrokowym, bez osłabienia w zakresie słuchowym i mowy.
Inteligencja składa się zatem nie tylko z poszczególnych czynników uwagi i zapamiętywania, wiedzy, odtwarzania i zdolności sądzenia, ale ulega także rozkładowi według dziedzin zmysłowych na inteligencje pojedyncze. Ta złożoność rozsądku upraszcza się znowu przez to, że jedna dziedzina zmysłowa, mianowicie wzrokowa, ma stanowisko na wskroś kierownicze dla naszego przedmiotowego postrzegania, pojmowania i myślenia, zaś wszystkie inne składniki zmysłowe wiążą się z jądrem wzrokowym. Stąd inteligencja wzrokowa jest prawie równoznaczna z inteligencją w zakresie przedmiotów.
Ze statystycznego zestawienia ubytków inteligencji u chorych z uszkodzeniami mózgu okazało się, że zaburzenia inteligencji wypływają przeważnie z okolic wzrokowych (87%) i z okolicy narządu mowy (100%) przy czym Kleist znajdował znacznie głębsze ubytki inteligencji w przypadkach afazji czuciowych aniżeli afazji ruchowych. O wiele rzadziej występują zaburzenia inteligencji w uszkodzeniach okolicy zwojów środkowych i ciemieniowych, zapewne dlatego — jak przypuszcza Kleist -— że się zwykle nie bada inteligencji ruchowo-praktycznej. Doświadczenia na małpach i ludziach wskazują na istnienie takiej motoryczno-praktycznej inteligencji i w apraksjach możemy upatrywać tylko najgrubszych postaci zaburzenia motoryczno-praktycznego. Z drugiej zaś strony sztukmistrze motoryczni, sportowcy i tancerze, a także wybitni technicy i budowniczowie są obdarzeni wysoką inteligencją motoryczno-praktyczną.
Kleist wyczuwa sam w tym przedstawieniu rzeczy jakieś nadmierne rozbicie pojęcia inteligencji na szereg poszczególnych inteligencji, związanych z różnymi narządami korowymi i jak widzieliśmy, ułatwia przyjęcie tego nowego poglądu przez podkreślenie, że wszystkie składniki zmysłowe ,,wiążą się z jądrem wzrokowym”, wskutek czego „inteligencja wzrokowa jest prawie równoczesna z inteligencją w zakresie przedmiotów”. Tę ostatnią lokalizuje w płatach potylicznych i przeciwstawia ją inteligencji myślenia oderwanego, lokalizującego się w przednim biegunie kory mózgowej. Istnieją zatem dwa odmienne mechanizmy myślenia, przedmiotowego i oderwanego; uszkodzenie pierwszego mechanizmu daje obraz zaburzeń, które Kleist nazywa paralogicznymi, uszkodzenie drugiego mechanizmu daje zaburzenia alogiczne, o których wspominaliśmy.
Jak widzimy, w tym ostatnim ujęciu, wyróżniającym dynamizmy psychiczne tylnego, przedmiotowego, ewolucyjnie starszego bieguna płaszcza mózgowego od dynamizmów psychicznych przedniego, abstrakcyjnego, ewolucyjnie młodszego bieguna, pogląd Kleista i pogląd nasz zbliżają się ku sobie znacznie, i jak się zdaje są nową, psychofizjologiczną edycją dawnego różnicowania inteligencji na „praktyczną i teoretyczną” (Józefa Joteyki).
Wydaje się mało prawdopodobne, aby można było przypuszczać istnienie swoistej inteligencji dla każdego poszczególnego zmysłu, a nawet inteligencji ruchowej. Może byłoby uzasadnione mówienie o „inteligencji węchowej” np. u psa, u którego ten narząd i ta czynność są bardzo rozwinięte. Ale u człowieka jest wystarczające, jeżeli będziemy odróżniali jego inteligencję przedmiotową, praktyczną, czyli „inteligencję narządu pozaczołowego” od inteligencji abstrakcyjnej, teoretycznej, czyli „inteligencji narządu czołowego”, która często idzie również na usługi inteligencji praktycznej, podobnie jak nie można sobie wyobrazić wiedzy abstrakcyjnej bez współdziałania wiedzy przedmiotowej, dostarczanej przez pracę narządów zmysłowych obwodowych i ośrodkowych. Musimy uznać istnienie inteligencji pozaczołowej, w której z natury rzeczy największą rolę odgrywa u człowieka zmysł wzroku, ponieważ myślenie pozaczołowe na poziomie odruchowo-warunkowym i na poziomie prelogicznym odbywa się w symbolach wzrokowych, i inteligencji czołowej, w której największą rolę odgrywa aparat mowy, ponieważ myślenie na tym poziomie odbywa się w symbolach wyrazowych.
Taki jest dzisiejszy stan nauki o otępieniu umysłu i po zaznajomieniu się z tym stanem możemy przystąpić do rozważania zagadnienia, które było postawione na początku tego rozdziału, mianowicie, czy należy się zgodzić z poglądem Jacksona, a także Eya i Rouarta, że stany otępieniowe są ostatnim ogniwem w łańcuchu pogłębiających się stopni dyssolucyjnych i że przedostatnim ogniwem w tym łańcuchu są struktury schizofreniczne.
Gdyby stany otępienia umysłu rzeczywiście były dalszym pogłębianiem się dyssolucji schizofrenicznej, jak należało oczekiwać na podstawie skali dyssolucyjnej Eya i Rouarta, to powoli rozwijające się otępienie umysłu powinno by właściwie zawsze wypływać ze słabszego stopnia dyssolucji, a więc z obrazu schizofrenicznego. Wynika to z zasady, że w ogóle każdy następujący człon szeregu musi w ewolucji wypływać z każdego poprzedzającego człona i w dyssolucji należałoby oczekiwać odwrotnej kolejności.
Wiemy dobrze z doświadczenia klinicznego, że stany otępienia umysłu nie ‚rozwijają się z obrazów schizofrenicznych, ale rozpoczynają się od stanów otępieniowych lżejszych, które z czasem coraz bardziej się pogłębiają. Gdybyśmy chcieli nawet uwzględnić stopień głębokości dyssolucyjnej każdej z tych spraw osobno, i porównywać np. słabą dyssolucję schizofreniczną ze słabym otępieniem organicznym, średnią ze średnim i wreszcie głęboką dyssolucję schizofreniczną z głębokim otępieniem — to bynajmniej nie potrafimy uzasadnić większego pogłębienia dyssolucji w otępieniu intelektualnym aniżeli w schizofrenii. Dla należytego zorientowania się w sytuacji mówimy tu oczywiście o „czystych” przypadkach otępienia intelektualnego, w których żadne obrazy prelogiczne nie wikłają czystości obrazu otępienia.
Druga część artykułu: http://www.psychologia.mobi/dyssolucja-i-otepienie-umyslu-cz-2/